piątek, 19 lipca 2013

Prolog

Zmieniła się obsada, więc zanim zaczniecie czytać - 
zapoznajcie się z nią.

Siedziała na łóżku. W okół niej znajdowały się kremowe poduszki, opakowania po ulubionej czekoladzie oraz zgniecione w klukę kartki. Oznaczało to, że osiemnastoletnia Charmaine pracowała nad kolejną piosenką. Jej długie, brązowe włosy, związane w kucyk, opadały na plecy. Co jakiś czas z gumki wymykało się kilka kosmyków, które z coraz większą irytacją zakładała za ucho. Jej oczy stały się większe, a usta miała lekko rozchylone - działo się tak wtedy, gdy była pochłonięta pracą. Na twarzy widoczne było skupienie, które gdzieś znikało kiedy nerwowo zerkała na biały, prostokątny zegarek stojący na szafce nocnej. W tle swoją piosenkę śpiewała Aretha Franklin, a z podwórka dochodziły odgłosy tętniącego życiem miasta Phoenix. Komponując utwory, Charcie - bo tak mówili na nią przyjaciele - zamykała się w swoim małym świecie przepełnionym miłością spełnioną, jak i tą nie spełnioną, szczęściem, lecz w niektórych sytuacjach był to ból i nienawiść. Kiedy, po raz kolejny, nie była zadowolona z tego co napisała zgniotła żółtą kartkę i rzuciła w kąt ogromnego pokoju. Ta odbiła się od trzydrzwiowej, lustrzanej szafy, a następnie potoczyła się po czarnym, miękkim dywanie jakby żyła własnym życiem. Ponownie spojrzała na zegarek, była 9:30, na jej twarzy oprócz skupienia pojawił się strach. Miała tylko godzinę do przybycia chłopaków, a jej kartka pozostawała pusta. Z pustką w głowię wyszła na taras, chcąc rozprostować nogi. Oparta o barierkę zamknęła oczy i wzięła kilka głębokich, oczyszczających oddechów. Starała się wyzbyć niepotrzebnych myśli z głowy, aby móc się skupić na uczuciach i emocjach, które przekładała w piosenkę. Otworzyła powieki, jej oczy były błyszczące i pełne miłości. W końcu pojawiła się wena. Biegiem wróciła do pokoju i rzuciła się na łóżko, żeby jak najszybciej sięgnąć po zeszyt. Do ręki wzięła wieczne pióro, a słowa zaczęły same pojawiać się na papierze. Aretha przestała już śpiewać, a miasto nagle jakby ucichło. Słychać tylko było tykanie zegarka i głośny oddech Charice. Nim się obejrzała piosenka była gotowa i nawet zostało jej piętnaście minut na przygotowanie się. Z szafy sięgnęła czystą bieliznę oraz żółtą sukienkę na ramiączka, którą w talii zapinało się paskiem. Udała się do łazienki, gdzie po szybkim, 10 minutowym prysznicu, gorączkowo ubierała się w przygotowany strój. Rzęsy lekko wytuszowała, a usta przejechała błyszczykiem. Weszła w czarne szpilki i udała się na dół. Mając kilka cennych sekund, aby wziąć duży łyk soku jabłkowego. Kiedy odstawiała szklankę rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Pewnym krokiem ruszyła w ich stronę i przekręcając klamkę otworzyła je. Jej oczom ukazał się Bryce, ciemnooki brunet, który jak zawsze w ręku trzymał papierosa, oraz Mike, umięśniony były chłopak Charmaine. Każdy z nich przywitał się z nią ciepłym uściskiem. Zaprosiła ich do środka, lecz Ci odmówili, ponieważ na jedenastą musieli się stawić w studiu nagraniowym "Y.F.H". Była godzina 10:30, więc bez pośpiechu jechali białym audi i ponownie podziwiali widoki, które zapewniało Phoenix. Mieszkali  tutaj od urodzenia, lecz za każdym razem tak samo się nimi zachwycali. Na miejsce dotarli siedem minut przed czasem. Musieli jeszcze zaparkować, więc gdy przekroczyli próg studia była 10:55. Usiedli na jednej z czerwonych kanap, które stanowiły kontrast dla otaczających ich czarnych ścian.

- Wiecie może przed kim mamy przedstawiać nasz utwór? - szepcze Bryce, tym samym przerywając ciszę panującą pomiędzy przyjaciółmi.
- Właściciel studia - mówi niechętnie Mike. - Mogłaś założyć coś z większym dekoltem, jakby nam się nie udało poleciałby na twoje - urywa patrząc na dekolt Charice - atuty - dodaje po chwili.
- Napisałaś nową piosenkę, prawda? - szturcha ją drugi z przyjaciół, aby spojrzała na niego.
- Tak, napisałam - odpowiada nadąsana. - Jednak nadal uważam, że powinniśmy przedstawić coś, co mamy już wyćwiczone, a nie utwór, który napisałam na ostatnią chwilę. Nawet go raz nie zagraliśmy, a Mike "Jestem we wszystkim najlepszy" chce ryzykować i tym samym nasze szanse na podpisanie kontraktu stoją pod znakiem zapytania - dodaje z oburzeniem.
- Jak zwykle się czegoś boisz - mówi z szydzącym uśmiechem Mike.
- Przypominam Ci, że gdyby nie ja to nie byłoby tutaj całej naszej trójki. Skoro twierdzisz, że się boję to mogę stąd wyjść, ale wtedy twoje marzenie o zostaniu muzykiem legną w gruzach i nie zostanie ci nic - mówi przez zaciśnięte zęby.
- Przymknijcie się oboje - wtrąca się Bryce. - Ustalmy jedno. Teraz - kontynuuje chłopak. - Jednemu z was nie spodoba się to co teraz powiem, ale po dłuższym zastanowieniu stwierdzam, że - zamyka na chwilę oczy, bierze głęboki oddech i mówi - Charcie ma rację. Nie możemy pozwolić sobie na żaden błąd. Wykonajmy coś w czym jesteśmy dobrzy, co powiecie na Let it Rain?
- Widzisz on rozumie moje powody, a ty musisz zawsze się kłócić i zawsze chcesz, żeby było po twojemu - stwierdza brunetka patrząc na byłego chłopaka. Chłopak ma już się odezwać, gdy Charice i Bryce piorunują go wzrokiem. Ten unosi ręce w geście poddania i opiera się bez słowa o kanapę.

Kilka ostatnich chwil spędzają w krępującej ciszy. Bryce bawi się elektronicznym papierosem, bez którego się nigdzie nie rusza. Mike patrzy się w stronę recepcji, gdzie stoi długonoga blondynka z odsłoniętym, do połowy, tyłkiem. Tylko Charcie niespokojnie krąży po tzw. poczekalni i nerwowo bawi się swoimi paznokciami oraz maniakalnie poprawia grzywkę. Jej wzrok cały czas biegnie ku wejściu do budki nagraniowej, gdzie będą walczyć o swoje "być albo nie być". Kiedy po raz setny odwraca się w tamtą stronę przed drzwiami stoi wysoki mężczyzna. Ubrany jest w dżinsowe spodnie, które uwydatniają jego pośladki, szarą koszulkę oraz czarne buty. Ich spojrzenia się krzyżują. Błyszczące, czekoladowe oczy dziewczyny, w których widnieje miłość i nadzieja, patrzą prosto w otchłań niebieskich, zimnych jak morze i głębokich jak ocean oczu młodego mężczyzny. Kąciki jego ust delikatnie kierują się ku górze, jakby chciał się uśmiechnąć, a na twarzy dziewczyny pojawia się rumieniec, który chcę ukryć odwracając się w stronę dwójki swoich przyjaciół.